Adam Wielomski

Szukamy Dmowskiego trzeciej fali nacjonalizmu

W pismach Dmowskiego, Maurrasa i Corradiniego nie znajdziemy gotowych odpowiedzi na wyzwania współczesności, a jedynie pewien sposób myślenia o narodzie, państwie i polityce, czego nie rozumieli ich powojenni uczniowie polityczni. Dlatego nie należy szukać tam gotowych odpowiedzi, a tym bardziej szczegółowych recept np. na stosunki polsko-niemieckie.


Pojęcie „fal” nacjonalizmu

Ci z Szanownych Czytelników, którzy śledzą moje publikacje, być może zwrócili uwagę na wprowadzane przeze mnie konsekwentnie do literatury naukowej pojęcie „trzeciej fali nacjonalizmu”. Jestem świadomy, że zapewne część z naszych Czytelników mogła się z tym terminem nie spotkać, dlatego na początku wyjaśnię, na czym rzecz polega.

Sam termin „nacjonalizm” pojawił się we Francji w latach osiemdziesiątych XIX wieku, a wymyślił go wielki francuski pisarz i patriota Maurice Barrès. Mimo to badacze zwrócili uwagę, że przed pojawieniem się tego słowa i rozdziałem pojęć „nacjonalizmu” i „patriotyzmu”, to drugie określenie miało znacznie szersze znaczenie. O ile dziś poprzez patriotyzm rozumiemy afekt do ziemi ojczystej, a przez nacjonalizm podobne uczucie do członków własnego narodu, to wcześniej termin „patriotyzm” miał szersze znaczenie, obejmując stosunek i do ziemi i do jej mieszkańców, a często także nabożny szacunek dla określonych instytucji politycznych. Dlatego patrioci w XIX wieku byli zarazem nacjonalistami, choć terminu tego nie znali i nie posługiwali się nim. Pozwala to nam cofnąć historię nacjonalizmu przed lata osiemdziesiąte XIX stulecia i wynalezienie interesującego nas terminu przez Barrèsa. Dzięki temu zaś możemy mówić o historycznych „dwóch falach” tegoż zjawiska:

1) Pierwsza fala („patriotyzm”). Kojarzy się ona szczególnie z rewolucją francuską i ideą pochodzenia państwa i władzy od suwerennego narodu. To osiemnastowieczna formuła Jeana-Jacquesa Rousseau o pochodzeniu władzy od ludu, gdzie ten ostatni utożsamiono z narodem. Tak pojęty nacjonalizm (wtenczas określany jako „patriotyzm”) zwraca się przeciwko tradycyjnym rządom monarchów i arystokracji w imię prawa narodów do samostanowienia zarówno o swoich stosunkach wewnętrznych (postulat demokracji), jak i zewnętrznych (postulat państwa narodowego). Światopoglądowo jest to nacjonalizm egalitarny, antyelitarny, hałaśliwie antyklerykalny, co nadaje mu charakter rewolucyjny, a także i wojowniczy (aby stworzyć państwa o narodowych granicach). Jego główni przedstawiciele to rewolucjoniści francuscy, włącznie z radykalnymi jakobinami, bonapartyści, a w Europie romantyczni rewolucjoniści tacy jak Giuseppe Mazzini. Wpisuje się w ten nurt także ludowładczo-patriotyczna tradycja polskiego romantyzmu na czele z Adamem Mickiewiczem i powstańcami z XIX stulecia.

2) Druga fala („nacjonalizm”). Nacjonalizm ten pojawia się w wyniku zwycięstwa zasady suwerenności narodu, demokratyzacji praw politycznych i dojścia do władzy sił liberalnych. Nacjonaliści szybko zorientowali się, że świat parlamentarny nie stanowi realizacji ich najważniejszego postulatu, a mianowicie dbałości o interes narodowy. Partie realizują cele partyjne, a ich przywódcy i prasa są całkowicie uzależnione od wielkiego kapitału i rozmaitych wpływowych lobbies, z których najbardziej aktywne wydają się grupy nacisku związane z Żydami i wolnomularstwem. Zamiast postulowanych rządów narodu powstały rządy w imieniu narodu. Stąd pojawiła się teza, że istotą nacjonalizmu – wtedy termin ten już pojawia się w dykcjonarzach politycznych – jest dbałość o interes narodowy. Rozdzielono wtenczas dwa pojęcia: wolę narodu wyrażaną w głosowaniu powszechnym od obiektywnego dobra narodu, którego realizatorem może być władza autorytarna, gdyż nie pochodząca z demagogicznej elekcji. Stąd stopniowe odchodzenie od postulatów rządów narodu ku instytucjom autorytarnym: narodowej monarchii (Charles Maurras), dyktatury (Enrico Corradini), rządów narodowej elity (Roman Dmowski po 1926 roku).

Nacjonalizm drugiej fali został w oczach opinii publicznej skompromitowany przez zbrodnie III Rzeszy, o które oskarżono nacjonalizm i nacjonalistów jako takich. W Europie wschodniej nacjonalistów najczęściej wymordowano, a niewielkie grupki, które przetrwały, znalazły się na marginesie oficjalnego życia politycznego (PAX Bolesława Piaseckiego). W Europie zachodniej nie było wiele lepiej, gdyż nacjonaliści zostali utożsamieni z kolaborantami (czasami słusznie, czasami nie) i unicestwieni wspólnymi siłami Amerykanów, miejscowych komunistów, socjalistów i chadeków. W całej Europie nacjonalizm zdyskredytowano, dorabiając mu „czarną legendę”. Ostatnie nasze bastiony padły na Półwyspie Iberyjskim po śmierci Antonia Salazara i Francisca Franco. W tę „czarną legendę” uwierzyli nawet zachodnioeuropejscy nacjonaliści, z których wielu po 1945 roku zaczęło w sposób politycznie samobójczy bronić nazizmu i kwestionować jego zbrodnie, potwierdzając tym samym narrację swoich wrogów.


Przebudzenie i „trzecia fala”

Dopóki zagrożeniem dla Europejczyków pozostawał Związek Radziecki i komunizm, dopóty nacjonalizm nie miał szans odrodzenia się, gdyż anglosaska liberalna demokracja uznawana była za ostatnią redutę oporu przed barbarzyństwem. Ten dwubarwny obraz świata mógł się zmienić dopiero wtedy, gdy ZSRR zaczął słabnąć i pojawiło się miejsce dla ruchów wyłamujących się ze schematu: albo demokratyczny liberalizm, albo komunizm. W dodatku wygrywający liberalizm – w swojej neoliberalnej mutacji z czasów Ronalda Reagana i Margaret Thatcher – nabierał charakteru coraz bardziej odczłowieczonego. Świat zachodni w szybkim tempie przekształcał się w pole eksploatacji dla coraz bardziej monopolizujących rynki nielicznych wielkich korporacji i właścicieli wielkich banków. Podobny proces centralizacji objął media. W pogoni za zyskiem kapitał zaczął sprowadzać tanią siłę roboczą w postaci imigrantów o obcej kulturze i religii, a także zanegował jakikolwiek sens istnienia granic celnych i praktyk protekcjonistycznych, narodowych systemów prawnych i podatkowych, a ostatecznie nawet miejscowe kultury jako przeszkody dla zestandaryzowanej i masowej produkcji. Wszystko to stworzyło warunki dla przebudzenia się nacjonalizmu, pojętego jako naturalny i konserwatywny sprzeciw wobec globalnej (globalizacja) i regionalnej (Unia Europejska) rewolucji polityczno-kulturowej służącej wielkiemu kapitałowi, będącej zresztą zaprzeczeniem samej idei wolnej przedsiębiorczości i zasady konkurencji.

Od lat osiemdziesiątych zaczyna się zjawisko, które nazwałem mianem trzeciej fali nacjonalizmu. Jego protoplastą i wzorcem był i nadal pozostaje Front National Jeana-Marie Le Pena, obecnie przemianowany na Rassemblement National, a kierowany przez jego córkę Marine. Jest to nacjonalizm, który raz jeszcze musiał przemyśleć swoje miejsce na scenie politycznej, związane z nową sytuacją geopolityczną, społeczną, ekonomiczną i medialną. Zauważmy, że nacjonalizm drugiej fali, ten autorytarny, nie mógł się odrodzić po 1945 roku nie tylko z powodu zarzutów o powiązania z nazizmem i jego zbrodniami, lecz także i dlatego, że ze dwa kolejne pokolenia myślały wedle przedwojennych wzorców. W Polsce, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia, endecy wciąż pytali: „A co w tej sytuacji zrobiłby Pan Roman?”. Aż do lat siedemdziesiątych nacjonaliści francuscy zadawali to samo pytanie, wstawiając tutaj Charlesa Maurrasa. I nie mając przed oczami ani Dmowskiego, ani Maurrasa, szukali odpowiedzi, studiując ich pisma sprzed kilkudziesięciu lat, powstałe w innych okolicznościach politycznych, ekonomicznych i geopolitycznych. W pismach Dmowskiego, Maurrasa i Corradiniego nie znajdziemy gotowych odpowiedzi na wyzwania współczesności, a jedynie pewien sposób myślenia o narodzie, państwie i polityce, czego nie rozumieli ich powojenni uczniowie polityczni. Dlatego nie należy szukać tutaj podanych na tacy rozwiązań, a tym bardziej szczegółowych recept np. na stosunki polsko-niemieckie. Niemcy Bismarcka i Kajzera różnią się od Niemiec Angeli Merkel, inaczej walczą o potęgę, a więc i strategia postępowania z natury musi być odmienna.

Generalnie rzecz biorąc, chodzi o kilka zasadniczych zmian, które musi przemyśleć nowoczesny ruch narodowy. I musi odrobić tę lekcję, aby z drugiej fali nacjonalizmu przejść do trzeciej. Wskażę zasadniczy problem: wszyscy jesteśmy, mniej lub bardziej, sceptyczni co do demokracji. Dostrzegamy płochość wyborców i ich irracjonalne zachowania. Stąd nacjonalistyczne projekty narodowej dyktatury czy rządów endeckiej elity w postaci Politycznej Organizacji Narodu Polskiego. Realność tych projektów w okresie międzywojennym opierała się na istnieniu prawicowych oficerów, konserwatywnego ziemiaństwa i nacjonalistycznej mieszczańskiej klasy średniej. Dziś oficerowie szkoleni są w West Point, pozostałe niedobitki arystokracji są kosmopolityczne i postępowe, a spauperyzowana klasa średnia uwierzyła w liberalny kosmopolityzm. Słowem, nie ma podstaw społecznych dla prawicowej dyktatury, gdyż nie ma prawicowych elit społecznych, prawicowych mediów etc. Lepeniści we Francji, a po nich nacjonaliści w innych krajach zachodnich, już w latach osiemdziesiątych zrozumieli ten problem: skoro dyktatura opiera się na wojsku i elitach, to gdy oficerowie i elity są lewicowo-liberalne, to nie zaprowadzą prawicowej dyktatury. Gdy wielki kapitał chce zniesienia granic, to nie będzie wspomagał stronnictw protekcjonistycznych etc.

Słowem, nie ma już dawnego i tradycyjnego świata społecznego narodowej prawicy. Widać to po nas samych. Rozejrzyjmy się: ilu z nas pochodzi z arystokracji, ma ojców-przemysłowców lub oficerów wyższych szarżą? To nieliczne osoby, zwykle traktowane przez swoje lewicowe rodziny jako ideologiczne i polityczne „dziwolągi”. Zobaczmy, kto dziś – elity czy lud – wierzy w Boga i broni tradycji katolickiej? Kto jest za kosmopolitycznym państwem światowym, a kto za państwem narodowym? Kto za zniesieniem, a kto za przywróceniem kary śmierci? Za prawem do swobodnej aborcji, a jej zakazem? Lepeniści jako pierwsi dostrzegli, przemyśleli i zrozumieli nową rzeczywistość, gdy elity są lewicowo-liberalne, a naród bardziej konserwatywny i w większym stopniu skłonny do obrony własnej tożsamości.

Powyższa konstatacja prowadzi do konieczności przemyślenia strategii stronnictw narodowej prawicy. Jeśli dyktatura służy wzmocnieniu władzy elit przed roszczeniami tłumu, to których elit? Dziś mamy rządy oligarchii polityków-kapitału-mediów. I wyrazicielem światopoglądu tych elit jest Unia Europejska. Ba, sama Komisja Europejska to skrajna arystokracja, rządy elity, której nikt nie wybrał i która pozbawiona jest jakiejkolwiek demokratycznej legitymizacji. Eurokraci to taka Organizacja Polityczna Narodu (Europejskiego). Elity globalne, europejskie i krajowe kompletnie oddzieliły się od narodów. I gdy w 1789 roku Emmanuel-Joseph Sieyès twierdził, że to Stan Trzeci jest Narodem, wykluczając zeń ówczesne elity arystokratyczne i duchowne, to – podobnie – dziś my możemy ogłosić, że Polacy są narodem, do którego nie należą posłowie i właściciele korporacji (odpowiednik arystokracji) ani dziennikarze (odpowiednik duchowieństwa). Dlatego lepeniści, a po nich partie narodowej prawicy w Europie, atakują rządzącą oligarchię władzy z punktu widzenia tzw. deficytu demokracji, żądając, aby narody europejskie w referendach decydowały o karze śmierci, prawie imigracyjnym, euro, zniesieniu ceł i umowach zacieśniających integrację europejską. Gdy nowa arystokracja jest liberalno-kosmopolityczna, to czyż nacjonaliści mogą domagać się rządów autorytarno-arystokratycznych? Czy nie powinni wtenczas wznieść raz jeszcze sztandaru nacjonalistów z okresu rewolucji francuskiej z napisem „Suwerenność Narodu”? „W imieniu Narodu!” (Au nom de Nation!) – krzyknął gwardzista, który zatrzymał w Varennes uciekającego z Paryża przed rewolucjonistami Ludwika XVI (1791). Gdy my zrobimy naszą rewolucję narodową, to uciekający z Polski politycy POPiS-u także usłyszą na lotnisku Chopina: „Stop! W imieniu Narodu!”.


Nowy Dmowski

Każda rewolucja, każda wielka zmiana polityczna i społeczna najpierw musi zostać obmyślona, starannie rozpisana, a jej idee trzeba upowszechnić. Chrześcijaństwo nie wygrałoby bez listów św. Pawła; reformacja nie ogarnęłaby połowy kontynentu bez pism Lutra; nie byłoby rewolucji francuskiej bez Rousseau; rewolucji radzieckiej bez pism Marksa etc. Nie będzie też rewolucji nacjonalizmu trzeciej fali bez… No właśnie, kogo? Musi to być ktoś formatu intelektualnego Romana Dmowskiego, kto stworzy filozofię polityczną nacjonalizmu trzeciej fali, a którą – w bardziej hasłowej formie – przybliżą masom liczni publicyści, dziennikarze i politycy neoendecji. Nowy Dmowski może być jedną osobą – politycznym geniuszem i tytanem – ale może być i kolektywem, środowiskiem liczącym kilka czy kilkanaście osób. Lepenizm we Francji też został najpierw wykreowany intelektualnie przez autora kompletnie w Polsce nieznanego, a mianowicie Bruna Mégreta, który zrozumiał, że ostoją postulatów narodowych jest przeciętny Francuz z ulicy, a nie członek elit, nie polityk lub generał – taki prawicowy nowy Generał Monk, o którym marzył Charles Maurras na początku XX stulecia, gdy ogół francuskiej generalicji stanowili monarchiści.

Jako zawodowy historyk myśli politycznej wiem, że badacze zawsze się spierają, czy to warunki społeczne i polityczne tworzą wielkich teoretyków, którzy opisują rzeczywistość i konceptualizują nowe idee, które już unoszą się w powietrzu, ale których nikt nie spisał i skonkretyzował, czy też genialna jednostka tworzy wielką ideę, rzuca ją masom, a tym samym zmienia świat? Myślę, że nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. I tak naprawdę nie wydaje się ona aż tak bardzo ważna. Liczy się, że jest klimat, są warunki, jest czas na nowego Dmowskiego, który stworzy intelektualną bazę dla polskiego nacjonalizmu trzeciej fali.

Drodzy Czytelnicy, rozejrzyjcie się! Czy go już widzicie, czy też nadal go szukamy?

prof. dr hab. Adam Wielomski
Pro Fide Rege et Lege

Adam Wielomski

Nacjonalizm wobec problemu Europy

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *