Tomasz Białek artykuł pt. Pozamiatać w nauce Nowoczesna Myśl Narodowa nr 6-7

Pozamiatać w nauce i przestrzeni informacyjnej (część I)

Jako wprowadzenie do cyklu autor zdecydował się przytoczyć dłuższy fragment książki pt. Cybernetyka i charakter, gdyż postulowana w nim koncepcja jest nadal aktualna i – w opinii autora artykułu – nikt tak precyzyjnie nie ujmie jej słowami jak sam profesor Marian Mazur.

Po ukończeniu szkoły uczeń zapomina większoś[ć] nabywanych w niej wiadomości, ale zapamiętuje najsilniej, że wiedza dzieli się na przedmioty. Nic dziwnego, że potem uważa rzeczywistość za składającą się z osobnych kawałków, a jako naukowiec obierze sobie zakres działalności, który będzie traktował jako własne podwórko, nie interesując się całą resztą.1

Prof. Marian Mazur

Nauka tradycyjna i nauka nowoczesna

Niejeden uczeń, student, a nawet uczciwy naukowiec oraz pedagog przyzna, że przytoczone powyżej stwierdzenie profesora Mariana Mazura jest niezwykle trafne. Co gorsza, diagnoza sprzed co najmniej 45 lat sformułowana przez twórcę polskiej szkoły cybernetyki, którego – jak wiele wybitnych umysłów wyprzedzających swoje czasy – nie doceniono stosownie do osiągnięć naukowych, gdy żył, jest nie tylko trafna, lecz także aktualna. Dla lepszego zrozumienia istoty problemu i tego, jakie niesie ze sobą konsekwencje, spójrzmy na zagadnienie przez pryzmat rozważań z książki Cybernetyka i charakter:

Przez tysiąclecia nauka rozwijała się w sposób jednolity i klarowny i oto, niemal nagle, znalazła się obecnie na dramatycznym zakręcie. Jest on szczególnie dramatyczny dla nas, żyjących współcześnie i dzięki temu mogących ten proces obserwować bądź nawet w nim uczestniczyć, zwłaszcza, że podobny zakręt już się w dziejach nauki nie powtórzy. Rzecz jasna, potomnych zaskoczy jeszcze niejedna rewolucja w nauce, ale nie będą to zmiany tak generalne jak te, o których zamierzam tu powiedzieć.

Ta niezwykła sytuacja sprawia, że w nauce dzisiejszej istnieje jeszcze nauka wczorajsza, ale już zaczyna istnieć nauka jutrzejsza, co umożliwia ich konfrontację. Przypuszczając, że zdołam zaintrygować czytelników, przejdę do wyjaśnienia, o co właściwie chodzi.

Najpierw postaram się scharakteryzować ową naukę wczorajszą, tradycyjną.

W odległej starożytności nauka była jedna, każdy naukowiec mógł ją uprawiać w całości, gdyż zasób informacji stanowiący ówczesną wiedzę był niewielki. Jeszcze Arystoteles mógł napisać nie tylko swoją „fizykę”, ale i to, czemu sam nie nadał nazwy (tę część spuścizny Arystotelesa, jako dotyczącą spraw „spoza fizyki”, nazwano „metafizyką”), a co głównie dotyczyło zagadnień logiki i psychologii.

W miarę przybywania nowych informacji dostarczanych przez naukę zaczęła odgrywać rolę okoliczność, że pojemność informacyjna mózgu ludzkiego, a więc i mózgu naukowców, jest ograniczona. Nie mogąc już opanować całej wiedzy rozszerzonej przez poprzedników każdy następny naukowiec musiał ograniczać się do uprawiania tylko pewnej części nauki, przez to jednak przestawał być znawcą pozostałej jej części.

Prowadziło to do dzielenia się nauki na dziedziny, potem dziedzin na działy, działów na specjalności, i to coraz węższe, a nawet dochodziło do tego, że jeden naukowiec trawił całe życie na rozwiązywaniu jednego tylko problemu lub nawet jednego tylko fragmentu jednego problemu, stając się specjalistą, który wiedział prawie wszystko o prawie niczym.

Jest to proces znany jako „atomizacja nauki”. Obecnie istnieją tysiące wąskich specjalności, których nie sposób wyliczyć i których już same tylko nazwy są przeważnie [niezrozumiałe] dla innych specjalistów. Poza tym poszczególne specjalności wytworzyły sobie odrębną terminologię, co przyczyniło się do powstania barier językowych między nimi, pogłębiających podziały w nauce.

Jednakże w większym jeszcze stopniu niż ciągle wzrastająca liczba coraz to nowych specjalności[,] do stanu krytycznego doprowadziło naukę tradycyjną to, że dzieleniu nauki na poszczególne zakresy towarzyszyło traktowanie badanej rzeczywistości, jak gdyby dzieliła się ona na odpowiadające im poszczególne zakresy; atomizacja nauki pociągnęła za sobą atomizację rzeczywistości.

W rezultacie nauka tradycyjna stała się sumą odgraniczonych od siebie monodyscyplin, wytwarzających sobie własną terminologię, własną metodologię i traktujących przypisany sobie zakres rzeczywistości jako własny teren, poza który samemu się nie wychodzi i na który innych się nie wpuszcza.

Poszczególne monodyscypliny ograniczały się do problemów monodyscyplinarnych, tj. odnoszących się wyłącznie do obiektów z terenu danej monodyscypliny i rozwiązywanych jej metodami. Naukowiec grzeszący „dyletantyzmem” stosowania metod własnej monodyscypliny do obiektów spoza jej terenu bądź „nowinkarstwem” wprowadzania na jej teren metod z innych monodyscyplin ryzykował złamaniem sobie kariery. Ileż to przykrości spotkało Pasteura ze strony fizjologów za to, że zajmował się bakteriami będąc chemikiem, albo Freuda ze strony psychologów za to, że zajmował się psychiką będąc medykiem.

Niezależnie od monodyscyplin zajmujących się konkretami rozwijały się dyscypliny zajmujące się abstrakcjami, a mianowicie matematyka i logika.

W wielu monodyscyplinach, głównie humanistycznych, posługiwanie się metodami matematycznymi uchodziło za nieprzyzwoitość, ale w takich monodyscyplinach, jak fizyka i nauki techniczne, matematyka odgrywała zawsze wielką rolę.

Natomiast żadnej roli w nauce tradycyjnej nie odgrywała logika. Była ona uprawiana sama dla siebie, jako „sztuka dla sztuki”. Wszelkie rozumowania w monodyscyplinach konkretnych opierały się nie na logice, lecz na zdrowym rozsądku. Jeżeli był to rozsądek „zdrowy”, to oczywiście pozostawał w zgodzie z logiką, ale nie logika była jego źródłem, lecz nawyki życiowego doświadczenia. Co więcej, jeżeli specjalista z jakiejś monodyscypliny uznał za wskazane postudiować logikę, to słuszność jej twierdzeń oceniał na podstawie własnego zdrowego rozsądku, a nie na odwrót. W nauce tradycyjnej wiele konkretnych osiągnięć zawdzięczano dobrej znajomości matematyki, ale nie było chyba ani jednego, które ktoś zawdzięczałby dobrej znajomości logiki.

Nauka tradycyjna miała więc strukturę obejmującą w zasadzie dwa obszary problemów:

problemy abstrakcyjne (rozwiązywane w matematyce),

problemy konkretne monodyscyplinarne (rozwiązywane w poszczególnych monodyscyplinach).

Na tym obrazie nauki zaczęły mniej więcej od połowy naszego stulecia gromadzić się rysy, potem pęknięcia i wreszcie nastąpiły eksplozje zwiastujące przełom.

(…)

Może się tu nasunąć czytelnikom pytanie, dlaczego ta multidyscyplinarność okazała się potrzebna dopiero teraz i dlaczego obywano się bez niej przez wieki, niekoniecznie ze złym skutkiem. Ot, aby nawiązać do przykładu chleba, wiadomo na przykład, że chleb upieczony przez wiejską gospodynię w piecu ulepionym z gliny przez jej męża był tak smakowity, że gdzież tam do niego wypiekom przemysłowym uzyskiwanym przy udziale agronomów, inżynierów tudzież doktorów medycyny.

Złożyło się na to wiele przyczyn.

Po pierwsze, niemal aż do naszych czasów nauka zajmowała się wyłącznie problemami poznawczymi, i to tak dalece, że poznawanie uważano za istotę nauki, zupełnie nie dostrzegając problemów decyzyjnych. Decydowanie nie było problematyką[,] lecz uprawnieniem. Monarcha kazał zbudować pałac, gdy mu się tak spodobało. Innemu na jego miejscu mogłoby się spodobać inaczej, na przykład kazać zbudować cyrk. Zrozumienie błędności takiego postępowania toruje sobie drogę z największym trudem — i dziś jeszcze ogromna większość decydentów pojmuje decydowanie arbitralnie, jako przywilej i nagrodę za zasługi, a nie jako jeden z rodzajów pracy polegający na rozwiązywaniu problemów decyzyjnych (z podaniem dowodu trafności), nie gorszy, ale i nie lepszy od innych rodzajów pracy, a na pewno wymagający odpowiednich kwalifikacji.

Po drugie, w rozwiązywaniu problemów poznawczych naukowcy, aby uzyskiwać wyniki jednoznaczne i przez to umożliwiające wykrywanie praw naukowych, dążyli do izolowania badanego wycinka rzeczywistości od wszelkich okoliczności ubocznych. Na przykład słynne prawo promieniowania zostało wykryte przez Plancka dla „ciała doskonale czarnego” (tj. pochłaniającego promieniowanie całkowicie, bez odbić od powierzchni ciała). Fizjologowie badający oddziaływanie określonych bakterii na zwierzęta doświadczalne czynią to w warunkach sterylnych, tj. z usunięciem innych bakterii, itp. W przeciwieństwie do tego problemy decyzyjne nie dają się izolować wycinkowo. Nic nie wyjdzie z usprawnienia warunków pracy, gdy pracownik mało zarabia, ma gburowatego zwierzchnika, męczy się i traci mnóstwo czasu na dojazdy do pracy, ma nędzne mieszkanie, źle mu się układa życie rodzinne, nie ma rozrywek kulturalnych itp. — od żadnej z tych okoliczności uciec się nie da. Chory nie idzie do lekarza po to, żeby mu wyleczono nerki, lecz żeby mieć zdrowy cały organizm, nie cieszy go wcale perspektywa ze znanego dowcipu, że „wprawdzie pacjent zmarł, ale operacja się udała”. Krótko mówiąc, w każdym problemie decyzyjnym, nawet uchodzącym za mały, występuje wiele nierozdzielnych czynników naraz. Rozwiązanie problemu z pominięciem jakichś czynników jako należących do podwórka innych specjalności nie jest żadnym rozwiązaniem.

Po trzecie, rozwój życia społecznego, będący warunkiem postępu, wzmaga współzależność między obywatelami, głównie z powodu konieczności podziału pracy. Jest nie do pomyślenia, żeby w wielkim mieście każdy robił sobie wszystko sam, na przykład wypiekał bochenek smakowitego „wiejskiego chleba” — musi to robić piekarnia przemysłowa. Robi ona to jednak w wielkich ilościach, do tego zaś nie może służyć wiejski piec, tyle że tysiąc razy większy, choćby z tego powodu, że drobne różnice temperatur w małym piecu, bez znaczenia dla jednego bochenka, stałyby się wielkimi w wielkim piecu, w wyniku czego jedne bochenki pozostałyby surowe, inne zaś spaliłyby się na węgiel. Jest to dokładnie tak samo, jak gdyby ktoś, na wzór dzielnego sołtysa wioskowego, chciał rządzić wielkim państwem jak „wielką wsią”. Inaczej mówiąc, wielkich problemów decyzyjnych nie rozwiązuje się przez zwielokrotnienie rozwiązań problemów małych.

Biorąc wymienione względy pod uwagę można powiedzieć, że multidyscyplinarność staje się dla społeczeństw warunkiem istnienia. Zrozumienie tego jest coraz [lepiej] widoczne na całym świecie.

Postulat multidyscyplinarności narzuca współdziałającym specjalistom z różnych monodyscyplin konieczność porozumiewania się i uzgadniania spraw wspólnych, co sprzyja konfrontacji terminologii, aparatury pojęciowej, metodologii i problematyki poszczególnych monodyscyplin.

W ostatnich dziesięcioleciach niejednokrotnie podawano w wątpliwość, czy rzeczywiście w poszczególnych monodyscyplinach chodzi o zupełnie różne problemy. Okazało się, że mają one ze sobą bardzo wiele wspólnego. Występują między nimi podobieństwa, których — wskutek różnic terminologicznych i braku zainteresowania cudzą problematyką — przedtem nie dostrzegano.

Stwierdzono na przykład, że drgania mechaniczne sprężyn są zjawiskiem analogicznym do oscylacji prądu w obwodach elektrycznych, a [to], że dla [owych] oscylacji były opracowane szczegółowe wzory matematyczne, [umożliwiło] ich natychmiastowe zastosowanie do drgań sprężyn — cały trud sprowadził się do dostrzeżenia analogii i [przełożenia] wzorów z jednej terminologii na drugą.

Fizjologowie posługujący się terminem „reaferencja” oraz technicy posługujący się terminem „sprzężenie zwrotne” nie zdawali sobie sprawy, że obydwa te terminy znaczą jedno i to samo, a wobec tego wzory matematyczne opracowane dla maszyn mogą się odnosić również do organizmów. Okazało się też, że procesy regulacji, dokładnie badane tylko w automatyce, są czymś powszechnym, występują one nie tylko w maszynach, lecz także w organizmach i społecznościach, przy czym wszędzie są oparte na tych samych zasadach.

Stwierdzenia takie stały się impulsem do przenoszenia gotowych rozwiązań z jednych monodyscyplin do innych, następnie zaś doprowadziły do zrozumienia potrzeby rozwiązywania problemów interdyscyplinarnych, tj. tak ogólnych, że otrzymane wyniki mogłyby być wykorzystywane w wielu różnych monodyscyplinach. Stąd już prosta droga prowadziła do idei nauki interdyscyplinarnej, interdyscypliny. Jako tego rodzaju nauka powstała cybernetyka, czyli nauka o sterowaniu.

Nie należy dać się zwieść definicji cybernetyki, a w szczególności występującemu w niej terminowi „sterowanie”, mogącemu sprawiać wrażenie, że chodzi o jakąś ograniczoną sprawę. Już [samo to], że na sterowaniu opiera się funkcjonowanie maszyn, organizmów i społeczności, świadczy [o tym], jak rozległy jest zakres cybernetyki. Jeżeli wziąć ponadto pod uwagę, że nie jest wcale konieczne, żeby funkcjonowanie było podyktowane czyimś interesem, to staje się jasne, że cybernetyka jest nauką o wszelkim dzianiu się, a więc o całej rzeczywistości. Gdyby ktoś zechciał, to nawet chwianie się gałęzi trąconej skrzydłem ptaka albo padanie deszczu można by rozpatrywać z cybernetycznego punktu widzenia.

Cybernetyka wprowadziła metody traktowania rzeczywistości nadające się do stosowania w każdej monodyscyplinie konkretnej.

Towarzyszącym temu wkładem cybernetyki do nauki jest wprowadzenie ogólnej terminologii, umożliwiającej porozumiewanie się [wzajemne specjalistom] z różnych monodyscyplin.

Dzięki tym cechom cybernetyka wypełniła lukę między monodyscyplinami konkretnymi, z którymi łączy ją konkretność problematyki, a dyscyplinami abstrakcyjnymi, z którymi łączy ją ogólność problematyki.

Ma to doniosłe znaczenie praktyczne. Dotychczas wielu problemów konkretnych nie dawało się rozwiązać w sposób ścisły, ponieważ dotyczyły obiektów obfitujących w nieregularności uniemożliwiające stosowanie matematyki, jak np. problemy zachowania się ludzi i społeczności. Dzięki cybernetyce można je przekształcić w problemy, w których przez wyodrębnienie czynników istotnych i pominięcie nieistotnych uzyskuje się regularność umożliwiającą rozwiązywanie środkami matematycznymi.

Do podstawowych osiągnięć cybernetyki należy stwierdzenie, że do rozróżnienia współzależności między różnymi zjawiskami mogą wystarczać liczby. Po prostu liczby, bez żadnego przy nich miana (tzn. nie są to liczby „czegoś”). A cóż może się dziać z samymi liczbami? Liczby mogą być większe, równe lub mniejsze od innych liczb, mogą wzrastać, pozostawać bez zmiany lub maleć — i to już z grubsza wszystko. Okazuje się, że mogą być tysiące i miliony rzeczy różnych, ale różnych współzależności między tymi różnymi rzeczami może być tylko niewiele. Dzięki temu można się wypowiadać o całej rzeczywistości, jak długa i szeroka, [za pośrednictwem] bardzo skąpego repertuaru pojęć mogących odnosić się do wszystkiego. Nic dziwnego, że [gwoli] ujmowania różnych rzeczy musiało powstać mnóstwo różnych monodyscyplin, natomiast [gwoli] ujmowania różnych współzależności między tymi różnymi rzeczami wystarcza jedna interdyscyplina. Z tego punktu widzenia można więc mówić, że cybernetyka przywraca jedność zatomizowanej [nauce].

W świetle cybernetyki skomplikowana rzeczywistość przedstawia się prosto. Naukowcom z zamierzchłych czasów rzeczywistość także przedstawiała się prosto. Tyle że dawniej było to [następstwem] ubóstwa nauki, obecnie zaś wynika z uchwycenia spraw istotnych. Jest to jak różnica między prostactwem a prostotą.2

Niech ten obszerny cytat posłuży nam jako punkt wyjścia rozważań zawartych w kolejnych artykułach z cyklu Rewolucja naukowo-informacyjna, dzięki którym m.in. dowiemy się, jak zintegrować naukę (a dzięki niej obraz rzeczywistości), jak zreformować system edukacji, administrację, gospodarkę, a nawet całe państwo, jak wybrać właściwy zawód lub partnera życiowego, wykażemy też, że może istnieć szkoła bez lęku, a przede wszystkim powiemy, dlaczego cybernetyka jest katalizatorką rewolucji naukowo-informacyjnej.

1M. Mazur, Cybernetyka i charakter, Warszawa 1976, s. 16 [w nawiasach kwadratowych ingerencje językowe korekty NMN].

2M. Mazur, Cybernetyka i charakter, Warszawa 1976, ss. 5-12.


Dziękujemy za zainteresowanie naszym czasopismem. Liczymy na wsparcie informacyjne: Państwa komentarze i polemikę z naszymi tekstami oraz nadsyłanie własnych artykułów. Można również wpierać nas materialnie.

Dane do przelewów:

Instytut Badawczy Pro Vita Bona BGŻ BNP PARIBAS, Warszawa

Nr konta: 79160014621841495000000001  

Dane do przelewów zagranicznych:

PL79160014621841495000000001

SWIFT: PPABPLPK

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *