„Zwijanie polskości” to hasło, które brzmi groźnie i wzbudza czujność – co się dzieje? o co tu chodzi? i co robić dalej? Oczywiście działać! Ale aby wiedzieć, jak działać, trzeba jednak problem gruntownie rozpoznać we wszystkich jego aspektach i chronologicznych odsłonach!
Akcja książki napisanej przez dra Andrzeja Krzystyniaka, historyka i publicystę urodzonego na Śląsku i tam wychowanego, zarazem funkcjonariusza miejscowych urzędów, co na co dzień daje wgląd w przebieg tamtejszych spraw, rozgrywa się na tych terenach Śląska, które należały do II Rzeczypospolitej. Był to obszar o dużym procencie ludności niemieckiej lub świeżo zgermanizowanej (dopiero pod koniec XIX wieku), nierzadko składającej się z tzw. dołów społecznych, a więc ludzi o nieokreślonym profilu mentalnym: niejasnym, chwiejnym i często koniunkturalnym.
Refleksja Krzystyniaka sięga jednak dalej, dotykając również – chociaż dość ogólnie – całej współczesnej problematyki Ziem Zachodnich. Tam bowiem, chociaż w jakiś inny i nie tak dotkliwy już sposób, również mamy do czynienia ze „zwijaniem polskości”.
Pamiętajmy, że to właśnie najszerzej w obrębie nurtu narodowo-radykalnego już przed II wojną wysuwano postulaty powrotu Polski na te obszary, a w latach okupacji gupa „Szańca” wraz z endecką organizacją „Ojczyzna” podjęły się zadania dogłębnego i szczegółowego opracowania kwestii rewindykacji na zachodzie wraz z pozbyciem się z tych terenów ludności niemieckiej.
Poruszane przez dra Krzystyniaka sprawy dotyczą nie tylko kwestii czysto terytorialnych, lecz także widocznych na Górnym Śląsku (i poza nim) różnych mechanizmów kulturowych, które miały i mają przecież nadal głęboki wydźwięk polityczny. Bo co ma właściwie znaczyć ta sytuacja, którą autor opatrzył mianem „zwijania polskości”? Idzie wszak o rugowanie polskości z pewnych terenów, ale także o zjawisko słabnięcia kondycji samych Polaków jako narodu, który – jak można sądzić – nie doszedł jeszcze do siebie po półwiekowej obróbce przez „ducha” komuny i nadal jest zatruwany jej pozostałościami oraz ideologią skrajnie liberalną, podmywającą poczucie tożsamości narodowej. „Zwijanie polskości” to sytuacja wielopłaszczyznowa. To jest szeroko rozlewająca się zaraza i trzeba z nią walczyć!
Dr Andrzej Krzystyniak pisze (str. 37): „Na Śląsku trwa zamazywanie polskości przy biernej postawie prawie wszystkich instytucji państwa polskiego. Polskość Śląska w sferze kulturowej jest usuwana często w brutalny i bezpardonowy sposób. Myślę, że wielu ucieszyłoby się, gdyby np. od jutra rozpoczęto usuwanie polskiego godła z instytucji państwowych” itp, itd…
Zabrakłoby tu miejsca na streszczenie choćby tylko większości licznych autorskich opisów różnych sytuacji na Górnym Śląsku dziś. Omawianą książkę należy więc dokładnie przyswajać i zapamiętywać z niej i to, co komunikuje wprost, i to, co można wyczytać między wierszami. Pojawiły się naprawdę poważne zagrożenia i potrzebna jest interwencja czynnika społecznego. Skoro można było wyjść na ulice Hajnówki i protestować przeciwko odrzucaniu przez tamtejszych radnych nazw ulic poświęconych pamięci lokalnych „Żołnierzy Wyklętych”, można chyba podobne akcje podejmować na Górnym Śląsku i gdziekolwiek indziej, gdzie by miały zastosowanie!
Podobne do omawianej tu pracy dra Krzystyniaka teksty książkowe o analogicznym wydźwięku ukazywały się u nas już dawniej. Jest to zrozumiałe i pozytywne, bo problem nabrzmiewa nie od wczoraj. Jeden z polskich dziennikarzy, Ryszard Surmacz, opublikował przed kilkoma laty (współpracował wówczas z „Naszym Dziennikiem”) książkę pt. Znów tracimy Śląsk . Tytuł tak samo niepokojący, tak samo mobilizujący do przeciwdziałania, do zainicjowania akcji bezpośredniej.
Surmacz opowiada o sytuacjach może nie tak znowu widocznych na co dzień, ale bardzo ważnych. Jeden z obrazków, jakie roztacza przed oczyma czytelników, dotyczy spotkań polsko-niemieckich – w niemieckich ośrodkach naukowych – z udziałem polskich stypendystów, w przyszłości prawdopodobnie współtwórców polskiej nauki, którzy przynajmniej pośrednio wpłyną na kształt poglądów odbiorców swoich prac.
Co pisze o tym Surmacz? W sarkastycznym tonie opowiada, jak to na takich właśnie zebraniach można usłyszeć „jako tako obiektywne referaty Niemców”, którzy starając się zachowywać taktownie w stosunku do gości odchodzą od dawnego stylu przedstawiania spraw polskich. Natomiast Polacy prześcigają się w powtarzaniu różnych tendencyjnych poglądów, niechybnie celem przyodobania się gospodarzem. Robi to bardzo przykre wrażenie. Jak wynika z refleksji Surmacza, w podobnych przypadkach nikt nie zamierza bronić polskich racji. Należy przy tym dobrze uważać, żeby się nie narazić gospodarzom i fundatorom stypendiów. Konstatacji zbieżnych z poglądami dziennikarza „Naszego Dziennika” spotkać można u Krzystyniaka wiele.
Dlaczego tak się dzieje? Skąd się biorą takie postawy? Kto wychowywał i kształcił owych młodych ludzi? Czy może odzywa się tu dawno już napiętnowana przez Dmowskiego fatalna skłonność Polaków do tzw. „niedrażnienia”, uznawanego za metodę załatwiania własnych spraw? Oczywiście mądre kompromisy są czasem pomocne, ale one też nie zawsze przynoszą oczekiwane skutki. I czy w ogóle można tu mówić o jakiejś mądrości? Bynajmniej nie w opisywanych sytuacjach! Tu chodzi o mentalność tych ludzi, których – jak widać – nie nauczono, na czym polega zachowywanie własnej godności, którzy tak naprawdę nie odczuwają własnej wartości, którzy mają naturę wiecznych „satelitów” i nie potrafią bezkompromisowo reprezentować jakiejś wyższej kultury ducha. Mają zakodowany od wczesnych lat życia kompleks niższości, który wyraża się w bezrefleksyjnym uleganiu wszystkim, których uważają za silniejszych, bogatszych czy też dysponujących jakimiś dobrami materialnymi. Są labilni i przechodzą łatwo z jednej strony na drugą, a więc i łatwo dopuszczają się zdrad.
Oprócz Surmacza warto polecić czytelnikom teksty książkowe innych polskich intelektualistów oraz historyków dotyczące tych samych i podobnych zagadnień. Jednym z nich jest wyszydzony przez „Gazetę Wyborczą” Esej o duszy polskiej, pióra filozofa Ryszarda Legutki, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i europosła. Legutko przdstawił tam swój pogląd na degrengoladę elit polskich w latach PRL-u. Innym bardzo ciekawym autorem zajmującym się podobnymi zagadnieniami jest poeta, dramaturg tudzież historyk intelektualista Bohdan Urbankowski. Jego książki Czerwona msza (trzykrotnie wznawiana) oraz Pierścień Gygesa. Szkice z tajnej historii Polaków ukazująpo swojemu historię zgnilizny w Polsce na przestrzeni ostatniego półwiecza. A to przecież owa zgnilizna jest w dużej mierze winna temu, co dzieje się dzisiaj na Górnym Śląsku i nie tylko tam! Listy autorów podobnej rangi i o podobnych zainteresowaniach nie wyczerpują wymienione nazwiska.
Jak już zaznaczano, brak własnej godności rzuca się często w oczy w związku z relacjami wzajemnymi współczesnych Polaków i sąsiadów zza Odry i Nysy Łużyckiej. Przypomnę jeszcze dwa znane mi jaskrawe przykłady. Pierwszy dotyczy miasta Szczecina, gdzie jeden z radnych zaproponował nazwać nowo zbudowane rondo imieniem zamordowanego w roku 1948 przez komunistów Lecha Neymana, jednego z ideologów i kierowników podziemnej grupy „Szańca” i autora broszur zajmujących się kwestią repolonizacji ziem, nad których przyłączeniem po wojnie do Polski pracowała jego organizacja. Negatywna reakcja ze strony innych radnych polegała na odpowiedzi, że nie można tego przeprowadzić ze względu na konieczność zachowania dobrych stosunków z Niemcami.
Coś w istocie podobnego zdarzyło się w związku z urządzeniem w Kluczborku uroczystości na cześć Gustawa Freytaga, syna niemieckiego burmistrza tego miasta i poczytnego wśród Niemców w XIX wieku powieściopisarza. Został on już dawno źle oceniony przez stronę polską i uznany za polakożercę, którego powieści (szczególnie Soll und haben) oczerniały Polaków i przyczyniały się do podtrzymywania przez Niemców pogardliwego do nich stosunku, a nawet do rozbudzania nienawiści. Czy organizatorzy uroczystości/konferencji nie brali owej kwestii pod uwagę, a może zgoła o niej nie wiedzieli? Albo może wiedzieli, ale nie miało to dla nich większego znaczenia? Zapytany telefonicznie o przebieg i charakter tej uroczystości pewien profesor – jeden z prelegentów – robił wszystko, aby rozmowę z autorem niniejszego tekstu uciąć, bo ten chciał się o wydarzeniu kluczborskim jak najwięcej dowiedzieć i zapewne – jak sądził ów prelegent – stawiałby jakieś „kłopotliwe” pytania.
Przypominanie takich zdarzeń jest konieczne. Wskazuje ono na wagę i znaczenie problemów lokalnych, ale także ogólnopolskich. Odnosi się do zjawiska tzw. „pedagogiki wstydu”, czym w Polsce operują z rozmachem rozmaite czynniki żerujące na przerwaniu przez trwającą blisko pół wieku komunistyczną okupację dawnej tradycji i zamazaniu przez nią kulturowego oblicza elit reprezentujących polskość. Trzeba się zgodzić z Krzystyniakiem i innymi autorami, że to, co widzimy na Górnym Śląsku, urzeczywistnia się – oczywiście z różnymi wyjątkami i w różnym natężeniu – na terenie całego kraju. Narodowa kondycja Polaków pozostawia wiele do życzenia. Autor Zwijania polskości wzywa do zajęcia się problemem, choć w zasadzie dysponuje materiałem najbardziej interesującym dla historyków, którzy zbierają „fakty”. Dalszą ich obróbką i interpretacją powinni zająć się socjologowie, kulturoznawcy i inni specjaliści. Nie chodzi tu bowiem tylko o tzw. „historię wydarzeniową”, o której pisał przed laty metodolog historii prof. Topolski, lecz także, a może przede wszystkim, o wartości i idee niezbędne do skutecznego działania. Miejmy nadzieję, że znajdą się kompetentni fachowcy. Ten kierunek zainteresowań trzeba popierać ze wszystkich sił.
Dr Andrzej Krzystyniak na 294 stronach książki przedstawił dobrym językiem, w sposób żywy i zajmujący sprawy bardzo istotne. Książka jest przystępna i może zainteresować także szerokie kręgi czytelników. Ze względu na jej temat trudno przejść obok niej obojętnie. Nic więc dziwnego, że jest szeroko reklamowana w Internecie. Zawiera dwie warstwy. Jedna dotyczy ściśle sytuacji na Górnym Śląsku, a druga właściwie całej Polski i wszystkich Polaków. Zmusza do myślenia i nasuwa nowe pytania. Jacy są współcześni Polacy, jakich cech im brakuje i co należałoby tu zrobić. To drugie pytanie ma charakter bardziej uniwersalny.
Mimo że – jak wskazywano wyżej – dr Krzystyniak nie jest odosobniony, jeśli chodzi o tematykę pracy, należy cieszyć się z każdego nowego głosu podejmującego zagadnienie tak ważne z punktu widzenia polskiego interesu narodowego. Najważniejsze jest to, że problemy przezeń zarysowane rzeczywiście istnieją i że jak dotąd żaden rząd III Rzeczypospolitej ani inne oficjalne czynniki ich nie podejmowały. Spraw tych się nie zauważa ani się o nich nie mówi w sposób pogłębiony i syntetyczny. Cały szereg obserwowanych zjawisk wymyka się kontroli tych, którzy powinni je znać, trzymać rękę na pulsie oraz dbać o ich właściwy przebieg.
Przyjrzyjmy się jeszcze przez chwilę tłu i podłożu poruszanych zagadnień. Co prawda żyjemy w suwerennej od lat trzydziestu Rzeczypospolitej i formalnie rzecz biorąc nie ma u nas cenzury, ale może to właśnie przysparza pewnych trudności. Poważnych luk w tkance społecznej i jej kulturze – następstw okupacji niemieckiej i późniejszej dominacji sowieckiej – nie zapełniono konsekwentnie. To, że nie poczyniono dotychczas pewnych kroków, nie wynika tylko z niewiedzy czy innych braków kolejnych rządów III Rzeczypospolitej. Wynika to również z gradacji wartości, wysunięcia niektórych na pozycje wyższe, niżby należało. Trudno coś kultywować albo zwalczać bez odpowiednich podstaw i bez dysponowania pewnymi wartościami i stosownymi pojęciami. One bowiem bywają na ogół kołem zamachowym wszelkiego dziania się. Tego wszystkiego trzeba się gdzieś i u kogoś nauczyć. Tymczasem mamy w Polsce nadprodukcję jednostek indyferentnych z punktu widzenia naszego interesu narodowego. Jeżeli ich procent w danym społeczeństwie jest za wysoki, to korzystając z mechanizmów demokratycznych – a licząc się wyłącznie z literą prawa i sprzyjając cudzym interesom – mogą one wyrządzić wiele zła. . Są zdolne kierować świadomość społeczną nie tam, gdzie należy. I to się właśnie dzieje na Górnym Śląsku, a w innych częściach Polski też, tyle że z o wiele mniejszym natężeniem. Dlatego od czasu do czasu pojawiają się w środkach masowego przekazu wiadomości np. o czołobitnych ukłonach składanych pomnikom obecności niemieckiej na terenach dzisiejszej zachodniej Polski, tak czy inaczej związanym z dawnymi formami tej obcej państwowości, która – jak wiadomo – już dawno przed narodowym socjalizmem czekała na (stopniowe i bezbolesne) wymarcie narodowości polskiej.
Ludzie obeznani z historią narodów i państw wiedzą, że ekspansja jednych kosztem innych nie przebiegała jednakowo. Były narody, które rozpływały się prawie bez oporu w innych, złamane fizycznie lub przyćmione samym blaskiem narodów zwycięskich. W takich przypadkach dawały o sobie znać poczucie niższości i różne kompleksy. Takie procesy, charakterystyczne dla obszarów pogranicznych, widać także w Polsce, zwłaszcza na Śląsku i na Mazurach.
System komunistyczny zainstalowany w Polsce przez komunistów po drugiej wojnie światowej urzeczywistnił co prawda śmiałe dążenia różnych odgałęzień polskiej prawicy do przesunięcia zasięgu narodu polskiego na zachód, niemniej dopuścił się tu olbrzymich błędów. Nie wolno zapominać, że dla komunistów partnerami byli członkowie niemieckiej partii komunistycznej, a raczej nie polscy patrioci, których na tych ziemiach należało właśnie wzmacniać. Inne podejście do problemu repolonizacji ziem zachodnich mieli reprezentanci polskich narodowców. Planowali rozmieszczać na obszarach zaludnionych jeszcze przez tzw. autochtonów ludność wywodzącą się z poznańskiego czy bliską pierwszym pod względem cywilizacyjnym i ekonomicznym ludność przedwojennego Pomorza, a nie Polaków z Kresów Wschodnich, najmniej przychylnie myśląc oczywiście o kresowiakach urodzonych w chatach z klepiskiem zamiast podłogi. Wiadomo, jakie znaczenie ma poziom cywilizacyjny dwóch obcych sobie żywiołów, jeśli odmienność poziomu życia scalanych grup uwypukla tę obcość. Tymczasem dla władzy komunistycznej takie problemy nie istniały. Liczyła się tylko możliwie jak najszybsza sowietyzacja kraju, a postulaty rzeczowego rozpoznawania interakcji różnych grup nie znajdowały zrozumienia. To tylko jeden przykład, chyba najwyrazistszy.
Zamiast popierać pewne elementy komunistyczne, w tym przedwojennych członków KPD, należało przyjąć inną politykę. Dobre by było też opieranie się na miejscowych polskich patriotach z polskich związków funkcjonujących w przedwojennych Niemczech. Popełniono też masę błędów w dziedzinie gospodarczej, zniszczono miejscowe zasoby, co byli obywatele Niemiec nierzadko traktowali jako przejaw „polnische Wirtschaft”. Polskę i polskość poniekąd ukazywano od najgorszej strony. Zaprzepaszczono wiele możliwości, jeśli chodzi o współistnienie miejscowych z nowymi przybyszami. Są to sprawy nader złożone, ale i nader istotne – materiał do pracy dla socjologów odrzucających modny dzisiaj dogmat wielokulturowości jako stanu pożądanego. Tutaj bowiem chodzi właśnie o coś odwrotnego, o scalanie różnych elementów w jedną całość kulturową.
Rok 1989 wprowadzając „demokrację” niechętną natychmiastowemu starciu z powierzchni ziemi wszelkich złogów komunizmu i wyparciu jego mentalności dopuścił do głosu wszystkie prawie czynniki, które grały jakieś role w procesach toczących się w zachodniej Polsce. „Nowy” inteligent, wyposażony w wiele pojęć i poglądów pozostałych po czasach PRL-u, napotkał nową falę indyferentnego najczęściej względem spraw narodowościowych liberalizmu. Nie potrafił on już odwrócić zmian, jakie zaszły w ciągu dekad komunizmu, zneutralizować wrogości ani stłumić żalów. Brakowało polityki narodowej w sensie uznawanym przez najstarsze pokolenia, dziś już schodzące ze sceny życia publicznego. I mamy to, co mamy!
O wszystkich tych zagadnieniach więcej lub mniej pisze w swojej książce dr Andrzej Krzystyniak. Ukazuje także paradoksy, do jakich prowadzi obecna narracja dotycząca „tragedii górnośląskiej” czy „polskich obozów koncentracyjnych”: mieszanki faktów i powierzchownych pozorów, które trafiają do umysłów pół- czy ćwierćinteligentów bądź też są narzędziem w rękach otwartych wrogów Polski. Nie mają one wiele wspólnego z prawdą historyczną.
W końcu dr Krzystyniak podaje rejestr osób, inicjatyw, wypowiedzi, a nawet służy informacjami o zachowaniach różnych osób czy ich rodzin nie tylko dziś, lecz także w latach okupacji. Jeżeli nawet sam nie wchodzi w szczegóły, to pośrednio ułatwia dotarcie – niejako „po nitce do kłębka” – do wielu gdzie indziej publikowanych informacji o współczesnych uczestnikach wydarzeń na Górnym Śląsku. Niejednokrotnie więc można się dowiedzieć, co napisała ta czy inna osoba aktywna tam naukowo, politycznie lub w sferze administracji, jakie rozwiązania propagowała, i skojarzyć to wszystko z ogółem jej cech. Jednym słowem – dowiedzieć się, kim kto jest. Takie wprowadzenie w problematykę jakości moralnej i mentalnej osób grających istotne role w życiu publicznym jest bardzo pożyteczne, podatne dla ewentualnego praktycznego spożytkowania w przyszłości.
Kończąc niniejsze wywody, miejmy nadzieję, że autora Zwijania polskości zrozumieją szerokie kręgi czytelników oraz naukowi badacze problemów współczesnego Górnego Śląska, którzy wkroczą na wyznaczone przez Andrzeja Krzystyniaka ścieżki poznawcze. A może niebezpiecznymi procesami w tym regionie uda się w końcu zainteresować też właściwe organa władzy?
Do głęboko zainteresowanych zalicza się niechybnie i piszący te słowa. Poza ciekawością naukową ma bowiem dla niego wagę doświadczenie powstania warszawskiego, widzianego oczyma pięcioletniego dziecka, oraz pamięć o krewnych rozstrzelanych podczas okupacji i o rozerwanych niemieckimi granatami paru najbliższych osobach – mieszkańcach krwawiącej Woli, której dolą w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku była rzeź. Wówczas straciło tam życie około 60 000 warszawiaków. To wszystko zobowiązuje.
Prof. zw. dr hab. Bogumił Grott
Dziękujemy za zainteresowanie naszym czasopismem. Liczymy na wsparcie informacyjne: Państwa komentarze i polemikę z naszymi tekstami oraz nadsyłanie własnych artykułów. Można również wpierać nas materialnie.
Dane do przelewów:
Instytut Badawczy Pro Vita BonaBGŻ BNP PARIBAS, Warszawa
Nr konta: 79160014621841495000000001
Dane do przelewów zagranicznych:
PL79160014621841495000000001
SWIFT: PPABPLPK
Add a Comment