11-12-13-Stanislaw-Adamczyk

Skutki społeczne totalnych rządów pieniądza na rynku nieruchomości

System mówi: „homo sapiens pracuj jak pszczółka i oszczędzaj, a zabezpieczysz sobie swój poziom życia i będziesz miał zabezpieczoną starość”. Strach przed przyszłością skłania zatem większość krajowej populacji do oszczędzania. Na rachunkach w sektorze bankowym „polscy ciułacze” zgromadzili w epoce „post-Balcerowiczowskiej” dzięki ciężkiej pracy lokaty warte setki miliardów złotych.

Zaaplikowany Polsce neoliberalizm oprócz wszystkich swoich negatywnych cech miał także kilka dobrych – jedną z nich było posiadanie zdrowej twardej waluty. Przez ostatnie lata aktywa denominowane w polskim złotym stały się uznanym aktywem na rynku finansowym i częścią aktywów rezerwowych światowych banków centralnych. Odebranie państwu kompetencji do zarządzania środkami pieniężnymi sektora bankowego i twarde reguły fiskalne zbudowały przez lata zaufanie rynków finansowych i ciułaczy do polskiego pieniądza.

Niestety, era bezgranicznego zaufania do polskiej waluty dobiega końca. Sztucznie nadmuchana pandemiczna piramida strachu dała rządowi alibi do złamania podstawowych zasad fiskalnych. Wskutek zamknięcia gospodarki i stosowania „tarcz antykryzysowych” finansowanych masowym dodrukiem pieniądza z udziałem NBP inflacja CPI wzrosła do poziomów najwyższych od kilkudziesięciu lat.

Jak wskazuje Najwyższa Izba Kontroli, katastrofalnie narasta problem kreatywnej księgowości budżetowej – ukrywania skali rzeczywistego zadłużenia w tzw. funduszach pozabudżetowych. Rząd wydaje teraz pieniądze poza jakąkolwiek skuteczną kontrolą instytucjonalną. Znani ekonomiści nawołują do transparentności w finansach publicznych. Ale kto rządowi zabroni? Rząd nałożył na nas wysoki podatek inflacyjny.

Kiedy wzrasta inflacja i realne stopy procentowe są ujemne, przetrzymywanie środków pieniężnych na rachunkach przynosi straty mierzone w sile nabywczej. Chcąc uniknąć grabieży swoich oszczędności ciułacze szukają sposobów ich ochrony. Rynek kapitałowy po skandalu korporacyjnym Getback i obligacje indeksowane inflacją nie stanowią interesującej alternatywy. Nadzieje na zyski i ochronę siły nabywczej rozbudzają inwestycje w nieruchomości.

Paradoksalnie przy spadającej populacji i pogarszających się wskaźnikach demograficznych w Polsce trwa niespodziewany boom na rynku nieruchomości. W bankach pojawiły się kolejki po kredyt hipoteczny. Czasami na rozpatrzenie wniosku kredytowego trzeba czekać aż miesiąc. Deweloperzy osiągają gigantyczne zyski. Nadszarpnięte zaufanie do wartości waluty krajowej wygenerowało potężny popyt na ziemię i mieszkania.

Brak zaufania do klasy politycznej i strach rentierów przed utratą wartości ich oszczędności „nadmuchuje potężną bańkę spekulacyjną” na rynku nieruchomości. Coraz powszechniejsze staje się przekonanie, że skoro ZUS staje się niewiarygodny, to może samodzielnie należy zabezpieczyć swoją starość kilkoma nieruchomościami? Skalę wzrostów cen na rynku napędzają krótkoterminowi spekulanci. Pojawiła się nowa klasa nieruchomości – „nieruchomości inwestycyjne”. Popyt na mieszkania i ziemię silnie zwiększa globalizacja finansowa. Na polskim rynku potężnych zakupów nieruchomości dokonują zagraniczne fundusze inwestycyjne. Niejednokrotnie wykupują do swojego portfela całe osiedla mieszkaniowe.

Rozum ludzki widząc te procesy zawsze pyta o ich sens. Czy posiadanie kilku mieszkań jako zabezpieczenia emerytalnego może przynieść bezpieczeństwo w obecnej polityce klimatycznej UE? Jak na sytuację majątkową inwestorów wpłynie wprowadzenie podatku katastralnego? Sens z punktu widzenia krótkoterminowego spekulanta jest oczywisty – powiększanie bogactwa. Komercjalizacja potrzeby posiadania mieszkania i poddanie jej dyktatowi rynku oraz pieniądza przynosi jednak długoterminowo negatywne społeczne efekty zewnętrzne. Totalna władza pieniądza jako mechanizmu sterującego społeczeństwem prowadzi w tym przypadku na manowce cywilizacyjne.

Inwestycje budowlane owszem, krótkoterminowo generują miejsca pracy, ale po zakończeniu budów etaty te znikają, a pozostają w bankach długi do spłacenia. Totalne rządy pieniądza na rynku nieruchomości zapewniają w pierwszej kolejności zyski spekulantom, bankom, deweloperom i budżetowi państwa. Dla młodej generacji Polaków usamodzielnienie się przez nabycie z wykorzystaniem kredytu hipotecznego nawet niewielkiego mieszkania staje się spekulacją na rynku nieruchomości, oznacza wejście w długoterminowe niewolnictwo kredytowe.

Nie ma gwarancji, że cena nabycia własnego lokum utrzyma się w przyszłości i będzie stanowić zabezpieczenie emerytalne. Za to jest 100% pewność, że wzrosną stopy procentowe i wzrosną koszty obsługi kredytu.

30-letni kredyt hipoteczny łatwo się zaciąga, ale potem trzeba go będzie spłacić. Nadmierny optymizm i kierowanie się reklamami wprowadzają w błąd. Stopy procentowe nieuchronnie wzrosną. Brak spłaty kilku rat może oznacza

przejęcie nieruchomości przez bank. Stąd też element strachu generowany koniecznością spłaty rat kredytu na niepewnym rynku pracy skutecznie zniechęca do usamodzielnienia się i podjęcia dodatkowych zobowiązań długoterminowych – m.in. założenia rodziny. Wychowanie jednego dziecka kosztuje minimum kilkaset tysięcy złotych. Przy konieczności spłaty w pierwszej konieczności inwestowanie w dzieci staje się ryzykownym luksusem.

Krótkoterminowe zyski rentierów na rynku nieruchomości działają wbrew biologicznemu długoterminowemu przetrwaniu populacji ludzkiej. Dwadzieścia lat temu deweloperzy budowali nowe mieszkania, przewidując wzrost popularności prowadzenia trybu życia „w modelu singla”. Teraz znowu słychać ich coraz silniejszy głos mówiący, że „konieczne jest sprowadzenie milionów emigrantów”, bo „gospodarka się zapadnie” (nie osiągną oczekiwanych zysków). Z fundamentalnego punktu widzenia niemożliwy jest wzrost cen nieruchomości przy spadającym popycie – spadającej liczbie ludności.

Nasuwa się podstawowe pytanie – po co w tej „zielonej UE” te miliony generujących koszty środowiskowe i eksploatacji pustostanów, skoro wiadomo, że w obecnych warunkach demograficznych i gospodarczych nie będzie na nie popytu? Skoro w UE ma być „zielono i zdrowo” i w imię tego hasła Rząd RP likwiduje sektor górniczy, to po co bezsensownie betonujemy setki hektarów i produkujemy góry śmieci pochodzące z materiałów budowlanych? W Warszawie pogłębia się problem braku najemców. Posiadacze nieruchomości z łezką w oku wspominają przybyszy z Ukrainy.

Nieuchronny wzrost cen energii elektrycznej i cieplnej wskutek polityki klimatycznej UE oraz stóp procentowych po raz kolejny doprowadzi tysiące naiwnych kredytobiorców hipotecznych do wypowiedzenia umowy i bolesnego kontaktu z betonową ścianą rzeczywistości. Duża część z nich po takim przeżyciu zrezygnuje z usamodzielniania się „gniazdując” z rodzicami. Ich rodzice jednak kierując się własnym interesem często „zmonetyzują” posiadaną nieruchomość wykorzystując ją jako zabezpieczenie emerytalne przez instytucję odwróconej hipoteki.

Poddanie rynku nieruchomości totalnej logice pieniądza i ludzki strach o przyszłość wywołują zatem wiele niechcianych zjawisk – m.in. pogłębiają atomizację społeczeństwa i deformują postawy życiowe młodego pokolenia. Zwiększą liczebność grupy żyjących na koszt innych NEETs (Not in Education, Employment, or Training). Z drugiej strony, zachęca podmioty gospodarcze do promowania haseł uderzających silnie w podstawy biologiczne i etniczne państwa. W zatomizowanych zbiorowościach można za to zrealizować marzenie każdego rządu – sięgnąć po nieograniczoną władzę. Rozdrobniona na egoistyczne i narcystyczne atomy populacja nie jest w stanie zorganizować się w celu ochrony własnych interesów. Na końcu drogi zarobi jak zwykle państwo obciążając nową klasę aktywów podatkowych – portfele posiadanych nieruchomości podatkiem katastralnym.

Poddanie rynku nieruchomości totalnej logice pieniądza pogłębia atomizację społeczeństwa i deformuje postawy życiowe młodego pokolenia. Betonowanie kraju nadwymiarowymi nieruchomościami to ukryte straty społeczne: niepotrzebne niewolnictwo finansowe, pogłębianie depopulacji, prywatyzacja zysków i uspołecznianie kosztów.

dr Stanisław Adamczyk


Dziękujemy za zainteresowanie naszym czasopismem. Liczymy na wsparcie informacyjne: Państwa komentarze i polemikę z naszymi tekstami oraz nadsyłanie własnych artykułów. Można nas również wpierać materialnie.

Dane do przelewów:
Instytut Badawczy Pro Vita Bona
BGŻ BNP PARIBAS, Warszawa
Nr konta: 79160014621841495000000001

Dane do przelewów zagranicznych:
PL79160014621841495000000001
SWIFT: PPABPLPK

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *