Chińczycy to jeden z najbardziej pragmatycznych narodów na świecie, który – po okresie Mao – odzyskał swój potencjał i możliwość gospodarowania. Szybko okazało się, że reformy gospodarcze bez reform politycznych, to optymalne rozwiązanie i początek nowej ery dla Państwa Środka, a przede wszystkim Komunistycznej Partii Chin. Szybki rozwój gospodarczy przyczynił się także do rozwoju technologii i jednocześnie do powstania problemów z tym związanych, np. w kwestii nieograniczonego dostępu do Internetu. Tenże poddaje informacje zasadom rynku, które są wykorzystywane przez silniejsze podmioty, by tworzyć rzeczywistość medialną na swoją modłę.
Pod koniec XX wieku KPCh doszło do wniosku, że bezpieczeństwo informacyjne to podstawa ochrony własnego narodu przed zagrożeniami płynącymi od silniejszych graczy na arenie międzynarodowej. Stwierdzono, że zagraniczna propaganda ma silny wpływ na nastroje społeczne, a te mogą przełożyć się na destabilizację systemu. Postanowiono zabezpieczyć się ustanawiając cyfrowy Wielki Mur Chiński (Projekt Złota Tarcza). Odwołano się przy tym do znanego powiedzenia Deng Xiaopinga, który nadmienił, że „jeśli otworzysz okno na oścież, musisz spodziewać się, że wlecą muchy”. Nie jest trudno ominąć tenże mur, ale dla zdecydowanej większości Chińczyków korzystanie z VPN nie jest konieczne. Narzędzi zmieniających lokalizację używają głównie ludzie młodzi, którzy chcą mieć kontakt ze znajomymi zza granicy. W przeszłości wirtualnej sieci prywatnej używało łącznie ponad 30% użytkowników w różnych celach.
Jeśli chodzi o odpowiedniki zachodnich serwisów społecznościowych, to należą one głównie do korporacji „Tencent” – jest ona właścicielem platformy „WeChat”, która mylnie porównywana jest do Facebooka. Można próbować szukać podobieństw, które występują, ale są to głównie kwestie komunikacji bezpośredniej.
Z jakich możliwości możemy skorzystać jako użytkownicy aplikacji „WeChat”? Z praktycznie wszystkich, jakie nam przyjdą do głowy. Jednak tu widać główną różnicę w porównaniu z Facebookiem, gdzie na interakcje użytkowników z całego świata pozwalają „fanpage”, nasze „tablice” czy grupy. W chińskiej aplikacji nie możemy założyć profilu publicznego, który każdy może obserwować na swojej „ścianie”, ponieważ ta nie istnieje. Wygląd „WeChata” przypomina bardziej aplikację „Messenger”, gdzie jako pierwsze wyświetlają nam się wiadomości wymieniane ze znajomymi, rozmowy zbiorowe i kanały do śledzenia. Jeśli chodzi o te ostatnie, to nie ma z nimi możliwości interakcji – wygląda to podobnie jak w przypadku aplikacji „Telegram”. Zamknięte grupy tematyczne mają swoje limity (500 osób), dlatego nawet polska diaspora podzielona jest tam na kilka grup o tej samej nazwie, lecz o różnych numerkach. Osobiście jestem na grupie „Polonia (2)”. Tym samym zabezpieczono się przed organizowaniem dużych grup ludzi, którzy szybko mogliby potajemnie wymieniać informacje, ale także przed pospolitym spamem. Mniejsze grupy są zdecydowanie prostsze w moderacji. Dostęp do niektórych grup (zbiorowych czatów) jest płatny. Jeśli chcemy znaleźć tam pracę – tj. zapisać się do agencji w ramach tej chińskiej aplikacji – musimy wnieść opłatę rzędu kilkudziesięciu, a nawet kilkuset juanów. I tutaj przechodzimy do innych możliwości aplikacji „WeChat”, który oferuje nam na przykład płatności w ramach aplikacji, ale także poza nią. Możemy w ten sposób dać np. kilka juanów bezdomnemu (to marginalny problem w Chinach), który może posiadać swój kod QR do zeskanowania. Możemy zapłacić za zakupy w sklepie, na ulicznym straganie czy odesłać pieniądze znajomemu, któremu jesteśmy dłużni jakąś sumę. „WeChat” oferuje także możliwość pożyczek. Nie tak prosto jest się w nim jednak zarejestrować – musimy mieć osobę lub osoby wprowadzające. Nasz znajomy musi zeskanować kod QR do rejestracji, żeby administracja wiedziała, „kto z kim przystaje”. Jest to również funkcja zapobiegająca tworzeniu fałszywych kont.
Zdecydowanie bliżej jest stronie/aplikacji „Weibo” do zachodniego „Twittera”. Właściwie funkcje pozostają te same, a cenzura również działa w interesie jednej partii. Zakazane są nie tylko pewne treści polityczne, ale także demoralizujące słowem i obrazem. Tak jak na zachodnim Twitterze można umieszczać nawet (sic!) pornografię, a „gwiazdy” pornografii mają swoje profile i umieszczają na nim swoje „dokonania”, tak na „Weibo” i innych chińskich platformach nie doświadczymy nawet ułamka podobnych informacji. Jest odgórny zakaz promowania marnowania jedzenia, zachowań obscenicznych czy zniewieściałości (w tym przypadku do interpretacji cenzorów). W tym serwisie jednak łatwiej umieszczać liczne zdjęcia, można zatem powiedzieć, że „Weibo” ma elementy zachodniego „Instagrama”.
Swoje odpowiedniki ma także „YouTube”, ale jest ich zdecydowanie więcej, ponieważ w Chinach nie ma jednoznacznego lidera, który przychodzi wszystkim na myśl, gdy chcą w jednym miejscu obejrzeć „streaming” na żywo czy zobaczyć, co tam słychać u naszych ulubionych gwiazd/muzyków/„streamerów”. Są to między innymi Youku, iQiyi, Tencent Video, AcFun czy Bilibili.
ństwo informacyjne, społeczne i finansowe. Miliardy nie wypływają do – głównie – amerykańskich korporacji, a społeczeństwo jest bardziej zintegrowane. Chińczycy nie są dzięki temu poddawani liberalnej propagandzie i systemowej demoralizacji. Azjaci są zdecydowanie bardziej zachowawczy, niż Europejczycy i Amerykanie. Wulgarne programy, które sączą się z ekranów telewizorów, serwisów „streamingowych” czy innych „Netfliksów”, byłyby nie do przyjęcia przez władzę, ale przede wszystkim przez samych Chińczyków. Nawet dość liberalna Korea Południowa, porównując ramówkę telewizyjną, jest zdecydowanie bardziej konserwatywna pod tym względem niż Polska. Można napisać, że Azja w tych kwestiach jest wręcz pruderyjna.
Dzięki zamknięciu się w swojej infosferze i zastosowaniu swoistego protekcjonizmu, Chiny w tej chwili mogą konkurować z Zachodem pod względem technologii. Dokonały przeskoku z XIX wieku wprost w wiek XXI. Chińczycy nie doświadczyli ery płatności kartami, od razu weszli w świat płatności internetowych i aplikacji, by w tej chwili testować formy płatności za pomocą własnej twarzy. Stawiam tezę, że gdyby nie to, to dzisiaj Chiny byłyby podobne do reszty zachodniego świata, a dodatkowo słabe i wewnętrznie podzielone, czego najbardziej chcieliby wrogowie państwa. Obcy naturze narodu chińskiego demoliberalizm spowodowałby nieodwracalne szkody, a Chiny – zamiast realizować „chińskie marzenie” – wypełniałyby zadania półkolonii, którą były przed ustanowieniem Republiki.
Konrad Smuniewski
Zamknięcie się Chin we własnej przestrzeni internetowej pozwala zachować bezpieczeństwo informacyjne, społeczne i finansowe.
Add a Comment